Jakiś miesiąc temu odezwała się do mnie koleżanka z prośbą o pomoc. Rzecz dotyczyła oceny, oczywiście z mojego punktu widzenia nieruchomości, którą zamierzała nabyć. Sytuacja nie wzbudziłaby mojego szczególnego zainteresowania, gdyby nie dość dziwny zbieg okoliczności.
Jakiś rok temu do pracowni, z którą współpracuję przyszedł inwestor. Przyszedł to może za dużo powiedziane bo on już wcześniej tam bywał z racji wykonywania projektów tej pracowni jako firma budowlana. Ale tym razem przyszedł jako Inwestor przez duże "I" z projektem budynków wielorodzinnych.
Ten typ dewelopera jest dość specyficzny i trudny, ponieważ poziom świadomości procesu inwestycyjnego ma na poziomie ekspert, ale poziom jakiegokolwiek wyczucia estetyki czy potrzeb przyszłych nabywców na poziomie dość miernym. Z tego powodu przez projekt szło się dość opornie. Ja byłem zaangażowany głownie przy stronie wizualnej. Miałem do wykonania wizualizacje i koncepcję budynku z zewnątrz. Oczywiście nie da się tego zrobić w oderwaniu od funkcji dlatego też współpraca z koleżanką czuwającą nad funkcjonalnością musiała być dość ścisła. Jak już wspomniałem realizacja zlecenia szła dość opornie, bo wszystkie nasze starania o jakikolwiek wygląd i należytą funkcję spotykały się z logiką budowlańca, dla którego projekt dobry to taki, który wykonuje się szybko i tanio. Nie ma sensu się rozpisywać- stronę estetyczną pozostawię bez komentarza. To samo zadziało się w zakresie funkcji...Na ostatniej kondygnacji zrobiliśmy dwie małe zgrabne kawalerki, ale Inwestorowi brakowało dużego mieszkania dla rozwojowej rodziny. W związku z tym wymyślił że połączy te wspomniane kawalerki i będzie piękne mieszkanie 80-parę metrów. Klient nasz pannnn! No i powstało "piękne" czteropokojowe mieszkanie nieustawne, bo usrane oknami, ze strefą wejściową rodem z kawalerki i z ogromem przestrzeni zmarnowanej na komunikację - to było do przewidzenia :) ale Inwestor się uparł! Inwestor przecież wie lepiej!
Cóż jak to mawia prześmiewczo mój Tata o różnych produktach spożywczych: "towar jest do handlu a nie do jedzenia". Myślę ze to powiedzenie można tu zastosować bez większego namysłu. Ratowaliśmy temat na wszelkie sposoby, aby nie narobić sobie obciachu, ale się nie dało. I tak mnie dopadł (o ironio losu) i to niedługo później :)
Projekt został jeszcze na etapie budowy obdarty z resztek przyzwoitego detalu i gdyby nie dobra bryła wyjściowa to byłoby naprawdę źle.
I tu wracamy do początku opowieści. Zadzwoniła do mnie koleżanka z prośbą oceny mieszkania które chcieli kupić wraz z mężem. Powiedziała mi że w zasadzie wszystko im pasuje, bo lokalizacja fajna, budynek ładny, metraż taki jaki chcą ,ale mają pewne obawy co do układu i co ja o tym powiem w kwestii aranżacji wnętrza (którą miałbym się później zająć) bez ich sugestii. Ponieważ mieszkanie nie należało do najtańszych to nie chcieliby wtopić w jakiegoś bubla.
Jakież było moje zaskoczenie jak po otworzeniu maila moim oczom ukazała się karta katalogowa ze wspomnianymi kawalerkami na ostatniej kondygnacji budynku obdartego z wszelkiego detalu, przerobionymi na "piękne" czteropokojowe mieszkanie. Cały dzień zastanawiałem się co ja mam jej napisać. Z jednej strony klepnę mieszkanie to będzie zlecenie na wnętrze. Akurat uczestniczyłem przy tym projekcie i trochę głupio powiedzieć- "Nie bierz bo my projektowaliśmy i wiemy, że to bubel jest." Przysiadłem nawet do tego z chęcią usprawnienia tego układu mieszkania. Mimo najszczerszych chęci nie dało się. Jak ktoś dysponuje dwoma maluchami to nie zrobi z nich dostawczaka......
Ostatecznie nie przyznałem się że mam coś wspólnego z tym projektem, bo doszedłem do wniosku że to nic nie wniesie do sprawy. Napisałem jej szczerze co sądzę o tym mieszkaniu i że osobiście bym go nie brał. Odpisała że miała podobne spostrzeżenia.
Suma summarum nie wzięła tego mieszkania a mnie było głupio, że ze względu na trudny rynek znowu tak się stało że architekt podpisał się pod bublem i zrobił z siebie kozła ofiarnego. Tak tak! Bo zaraz inwestor się przyczepi, że nie może sprzedać mieszkania, więc źle zaprojektowaliśmy. Niedoszli nabywcy będą pukali się w czoło myśląc co to za marny architekcina to projektował, a na koniec solidarne grono architektów nie zostawi suchej nitki na takim projekcie mimo, że sami są często jedynie kreślarzami w ręku swoich inwestorów.
Pozdrawiam
Wojtek P.