Ostatnio mamy z Wojtkiem taką zajawkę-wybieramy sobie jakiegoś reżysera i 3,2,1 start :) jedziemy po kolei jego wszystkie filmy. Tym razem padło na Woddy'iego Allena i jego 35 film pod tytułem " Drobne Cwaniaczki". W skrócie: Grupa drobnych cwaniaczków na czele z Ray'em (Woddy) chce obrobić bank.  W tym celu wynajmują sąsiadującą z bankiem pizzerię, z której robią ciastkarnię. Wypiekami zajmuje się jego żona Frenchy, a w tym samym czasie w piwnicy Ray wraz z kolegami kopią tunel, który ma połączyć to miejsce z bankiem . Kiedy przyszli "milionerzy" ciężko walczą z przeciwnościami losu, ciasteczka Frenchy zyskują miano najlepszych w stanie i tym samym stają się bardzo dochodowym biznesem.
Film skupił moją uwagę z innej przyczyny. Bohaterowie po osiągnięciu sukcesu stają się nuworyszami, chcącymi dorównać nowojorskim intelektualistom. Wydają pieniądze na wszystko, co ich zdaniem może świadczyć o bogactwie: meble, stroje, rozrywki- totalny kicz :) Chcą na siłę dorównać elicie, ale tak naprawdę nie potrafią, popisując się pieniędzmi, pokazują, że są jednak prostymi ludźmi. 
Sytuacja, którą zobaczyłam w filmie skłoniła mnie do refleksji i tak się zastanawiam:
Czy pieniądze rzeczywiście świadczą o wartości człowieka?
Myślę, że nie, ale Ci którymi pieniądze zawładnęły tak myślą. Niektórzy ludzie wierzą w to, że dzięki temu, że na koncie jest całkiem pokaźna sumka, są lepsi od innych. Powinni sobie zadać pytanie czy gdyby ich nie mieli to byliby mniej wartościowymi?
Czy Frenchy, bohaterka filmu, rzeczywiście stała się kimś lepszym dzięki pieniądzom?
Czy rzeczywiście jej meble, stroje, zbiory obrazów sprawiały, że była kimś więcej?
Czy to właśnie przedmioty martwe, które dzisiaj są, a jutro ich nie ma mają jakikolwiek związek z nasza wewnętrzną wartością? Wszystko to tylko złudzenie, które dodaje nam pewności siebie, pomaga odnaleźć w środowisku, ale przecież rzeczy materialne nie nadadzą nam, jako ludziom, żadnej wartości. Myślę, że w tym wszystkim przejawia się brak akceptacji samego siebie. Jeśli obraz nas samych nie jest dla nas do końca pozytywny, to nigdy nie będziemy szczęśliwymi ludźmi...
Czy rzeczywiście tak jest?



Kadry z filmu "Drobne cwaniaczki" reż. Woddy Allen. Fot. Internet



Jakiś miesiąc temu odezwała się do mnie koleżanka z prośbą o pomoc. Rzecz dotyczyła oceny, oczywiście z mojego punktu widzenia nieruchomości, którą zamierzała nabyć. Sytuacja nie wzbudziłaby mojego szczególnego zainteresowania, gdyby nie dość dziwny zbieg okoliczności.
Jakiś rok temu do pracowni, z którą współpracuję przyszedł inwestor. Przyszedł to może za dużo powiedziane bo on już wcześniej tam bywał z racji wykonywania projektów tej pracowni jako firma budowlana. Ale tym razem przyszedł jako Inwestor przez duże "I" z projektem budynków wielorodzinnych.
Ten typ dewelopera jest dość specyficzny i trudny, ponieważ poziom świadomości procesu inwestycyjnego ma na poziomie ekspert, ale poziom jakiegokolwiek wyczucia estetyki czy potrzeb przyszłych nabywców na poziomie dość miernym. Z tego powodu przez projekt szło się dość opornie. Ja byłem zaangażowany głownie przy stronie wizualnej. Miałem do wykonania wizualizacje i koncepcję budynku z zewnątrz. Oczywiście nie da się tego zrobić w oderwaniu od funkcji dlatego też współpraca z koleżanką czuwającą nad funkcjonalnością musiała być dość ścisła. Jak już wspomniałem realizacja zlecenia szła dość opornie, bo wszystkie nasze starania o jakikolwiek wygląd i należytą funkcję spotykały się z logiką budowlańca, dla którego projekt dobry to taki, który wykonuje się szybko i tanio. Nie ma sensu się rozpisywać- stronę  estetyczną pozostawię bez komentarza. To samo zadziało się w zakresie funkcji...Na ostatniej kondygnacji zrobiliśmy dwie małe zgrabne kawalerki, ale Inwestorowi brakowało dużego mieszkania dla rozwojowej rodziny. W związku z tym wymyślił że połączy te wspomniane kawalerki i będzie piękne mieszkanie 80-parę metrów. Klient nasz pannnn! No i powstało "piękne" czteropokojowe mieszkanie nieustawne, bo usrane oknami, ze strefą wejściową rodem z kawalerki i z ogromem przestrzeni zmarnowanej na komunikację - to było do przewidzenia :) ale Inwestor się uparł! Inwestor przecież wie lepiej!
Cóż jak to mawia prześmiewczo mój Tata o różnych produktach spożywczych: "towar jest do handlu a nie do jedzenia". Myślę ze to powiedzenie można tu zastosować bez większego namysłu. Ratowaliśmy temat na wszelkie sposoby, aby nie narobić sobie obciachu, ale się nie dało. I tak mnie dopadł (o ironio losu) i to niedługo później :)
Projekt został jeszcze na etapie budowy obdarty z resztek przyzwoitego detalu i gdyby nie dobra bryła wyjściowa to byłoby naprawdę źle. 
I tu wracamy do początku opowieści. Zadzwoniła do mnie koleżanka z prośbą oceny mieszkania które chcieli kupić wraz z mężem. Powiedziała mi że w zasadzie wszystko im pasuje, bo lokalizacja fajna, budynek ładny, metraż taki jaki chcą ,ale mają pewne obawy co do układu i co ja o tym powiem w kwestii aranżacji wnętrza (którą miałbym się później zająć) bez ich sugestii. Ponieważ mieszkanie nie należało do najtańszych to nie chcieliby wtopić w jakiegoś bubla. 
Jakież było moje zaskoczenie jak po otworzeniu maila moim oczom ukazała się karta katalogowa ze wspomnianymi kawalerkami na ostatniej kondygnacji budynku obdartego z wszelkiego detalu, przerobionymi na "piękne" czteropokojowe mieszkanie. Cały dzień zastanawiałem się co ja mam jej napisać. Z jednej strony klepnę mieszkanie to będzie zlecenie na wnętrze. Akurat uczestniczyłem przy tym projekcie i trochę głupio powiedzieć- "Nie bierz bo my projektowaliśmy i wiemy, że to bubel jest." Przysiadłem nawet do tego z chęcią usprawnienia tego układu mieszkania. Mimo najszczerszych chęci nie dało się. Jak ktoś dysponuje dwoma maluchami to nie zrobi z nich dostawczaka......
Ostatecznie nie przyznałem się że mam coś wspólnego z tym projektem, bo doszedłem do wniosku że to nic nie wniesie do sprawy. Napisałem jej szczerze co sądzę o tym mieszkaniu i że osobiście bym go nie brał. Odpisała że miała podobne spostrzeżenia.
Suma summarum nie wzięła tego mieszkania a mnie było głupio, że ze względu na trudny rynek znowu tak się stało że architekt podpisał się pod bublem i zrobił z siebie kozła ofiarnego.  Tak tak! Bo zaraz inwestor się przyczepi, że nie może sprzedać mieszkania, więc źle zaprojektowaliśmy. Niedoszli nabywcy będą pukali się w czoło myśląc co to za marny architekcina to projektował, a na koniec solidarne grono architektów nie zostawi suchej nitki na takim projekcie mimo, że sami są często jedynie kreślarzami w ręku swoich inwestorów.

Pozdrawiam
Wojtek P.


Chociaż poranki za oknem jeszcze chłodne czuję, że to niedługo :)
Jeszcze chwila, może parę tygodni a może miesiąc...
Za oknem słychać śpiew ptaków, a światło słoneczne budzi nas i przyrodę do życia.
To właśnie wiosna inspiruje nas do zmian.
Rozjaśnia przestrzeń, w której żyjemy. Zaprośmy ją do domu :)
Czasami nawet niewielkie zmiany we wnętrzu zaowocują nowa energią !
Bardzo podobają mi się wnętrza w jasnych, neutralnych kolorach. Numerem jeden jest biel i wszelkie szarości. Dla mnie to jest podstawa, taka baza kolorystyczna dla całego wnętrza. Jasne kolory działają na mnie bardzo pozytywnie. Dzięki nim czuję się spokojna, wyciszona i zdecydowanie wypoczęta. Światło dzienne coraz dłużej gości w naszym domu. Uwielbiam tę porę roku :) W oknach wiszą już białe transparentne zasłony i firanki wpuszczające do środka mięciutkie światło dnia. Ogromnym plusem takich wnętrz jest możliwość szybkiej podmianki dodatków i wnętrze nabiera nowego look'u.
Tej wiosny postawiłam na pastelowe dodatki. Naszą kanapę odświeżyły nowe poszewki na poduszki w kratkę w odcieniach pudrowego różu i szarości a także koc w kolorze mięty.

Poduszki w kratkę z serii SMÅNATE i SANELA. IKEA

Miętowy koc. Petit Coco


Nie mogło zabraknąć także kwiatów. Moje ulubione to hiacynty i tulipany. Podobierałam do nich doniczki i wazon. 

Wazon i doniczka. IKEA, wiklinowa no-name


Wrzucę wam jeszcze kilka wieklanocno-wiosennych inspiracji na dekorację stołu.






Siedzę na kanapie z laptopem i uśmiecham się do siebie :) Tulipany pachną w całym domu...
Wiosna.. wiosna... ach ♥♥

Czy wy też lubicie coś zmienić w waszych domach? Czy to własnie pory roku inspirują was do zmian? 


PODUSZKI-ikea
DONICAWIKLINOWA-tu


Zdjęcia źródło: Internet

Jak już wiecie jesteśmy szczęśliwymi rodzicami dwuletniej Wiki:) Nie ominęło nas urządzanie pokoju młodej. Wcześniej w pomieszczeniu przeznaczonym na jej pokój znajdowała się nasza "pracownia" czyli miejsce odkładcze dla wszystkiego + biurko + komputer. Termin porodu zbliżał się nieubłaganie a my wciąż nie mieliśmy pomysłu na aranżacje. Wiadomo, że szkoły są różne. Jedna mówi o stymulacji kolorem inna wręcz o wyciszającym klimacie. Postanowiliśmy połączyć to wszystko ze sobą:) Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że pokój będzie się zmieniał wraz z dorastaniem Wiki. Bardzo ważna była i nadal jest jego funkcjonalność w połączeniu z estetyką wizualną.
W tym poście chcielibyśmy przybliżyć wam temat panowania nad kolorem na przykładzie pokoju dla malucha. Wygląd takiego miejsca w pierwszym okresie jest całkowicie uzależniony od naszych indywidualnych upodobań i preferencji kolorystycznych.
Przedstawimy kilka prostych zasad, które mogą wam pomóc w jego aranżacji:
Pierwsza z nich to ostry kolor na ścianach, neutralne meble i dobieranie dodatków pod kolor ścian.

źródło: meddiodesign.com

Drugie rozwiązanie to neutralne ściany, najlepiej białe, meble w neutralnych kolorach+stawianie na mocny akcent w postaci dodatków.

źródło: interiorfind.com

Kolejną zasadą są neutralne ściany w zastawieniu z ostrymi kolorami mebli i neutralnymi dodatkami, które w tym wypadku gaszą ostrość kolorystycznego akcentu mebli lub bardziej wyrazistymi, które wprowadzają dodatkowe zamieszanie kolorystyczne jednocześnie podkreślając meble.

źródło: urzadzone.pl

Czwarta opcja to mocny akcent tylko na jednej ścianie, która zostaje pomalowana lub wytapetowana. W tym wypadku ważne jest aby reszta ścian pozostała w neutralnych kolorach (zwykle biel lub bardzo jasny pastelowy odcień) + dodatki w postaci mocnego akcentu kolorystycznego.

źródło: bradpike.com

Ostatnia złota zasada panowania nad doborem barw: jeżeli nie czujesz się pewnie w operowaniu kolorami to nie stosuj ich więcej niż w ilości trzech.

źródło: dulux.com.au

źródło: greenuphouse.com

My kierowaliśmy się zasadą czwartą. Postawiliśmy na mocny akcent kolorystyczny na jednej ze ścian. Reszta pozostała biała. Na ścianie z kolorową tapetą ustawione są meble w białym kolorze, znajduje się tam miejsce do zabawy: stolik, krzesełko, szafka i pudełka na zabawki i książki. Przy pozostałych ścianach stoją białe meble z kolorowymi frontami, nawiązującymi do kolorów na tapecie. Najbardziej wyciszającym i neutralnym miejscem jest kącik, w którym na tle białej ściany stoi białe łóżeczko. Obok biała szafeczka nocna, a na niej lampka w kolorze nawiązującym do tapety.

Jak radzimy sobie z feerią barw bijącą od zabawek, które stają się niejako dodatkami? Niektórzy rodzice ograniczają kolorystykę, kupując same neutralnie pastelowe itp.
A my? Nie chcemy, żeby kolor zabawki był dominującym argumentem podczas zakupu. Po prostu po skończonej zabawie chowamy je do pudełek i szuflad dobranych w kolorystyce pokoju:)

Mamy nadzieję, że troszkę wam pomogliśmy :) Powodzenia w urządzaniu pokoju Waszych Pociech

Pozdrawiamy
Kasia i Wojtek






źródła zdjęć:
urzadzone..pl
decoist.com
interiorfind.com
bradpike.com
meddiodesign.com
dulux.com.au
greenuphouse.com





I ja i Wojtek uwielbiamy podróżować. Zwiedzanie ciekawych miejsc na ziemi to dla nas niesamowity motywator do działań. Cały rok człowiek pracuje i nadchodzi w końcu upragniony urlop :) Jedni z was na pewno uwielbiają wylegiwanie się na słoneczku a inni lubią spędzać czas bardziej aktywnie. My lubimy i tak i tak. Zawsze staramy się połączyć odpoczynek ze zwiedzaniem. Pragniemy jak najbardziej poznać miejsce, w którym chcemy odpoczywać.
Tym postem rozpoczynamy cykl podróże, w którym to będziemy opisywać Wam ciekawe miejsca widziane Ichokiem:)

Zamieszkana jest przez ok. 2 mln ludzi to miasto kuszące, czarujące i zniewalające. Nigdzie indziej na świecie nie ma takiego miejsca. Na jej zwiedzanie należy przeznaczyć co najmniej 2-3 dni. 
Chociaż to i tak za mało.... :)


Zabytkowy samochód. Hawana. fot. ICHOKO




TROCHĘ HISTORII

Historia Hawany sięga już roku ok. 1515, w którym to hiszpański konkwistador Diego Velaqueza do Cuellara założył ją na południowym wybrzeżu wyspy. Pierwsza lokalizacja nie była najszczęśliwsza ze względu na bagniste tereny z płaskim wybrzeżem i płytkim portem uniemożliwiającym dogodne cumowanie. W 1519 roku została przeniesiona w obecne miejsce. Ta przepiękna stolica Kuby początkowo była tylko portem handlowym, która swe położenie zawdzięcza dogodnej naturalnej lokalizacji na Karaibach. Stała się łatwym kanałem nawigacji łączącej Kubę z Bahamami, co ustanowiło ważny szlak handlowy między Hiszpanią a Nowym Światem. Hawana zyskała przydomek "Klucza do Nowego Świata". Była dogodnym portem, ostatnim przystankiem przed powrotem do domu, dla obładowanych złotem hiszpańskich galeonów, które w owym czasie plądrowały Amerykę. W lipcu 1555 roku została doszczętnie spalona i ograbiona przez słynnego pirata  Jacques’a de Sores'a. Od 1558 roku rozpoczęto jej fortyfikację , budowano zamki, a po ponad 100 latach rozpoczęto budowę muru obronnego. Niestety mimo prób zabezpieczenia Hawany została ona zdobyta przez Brytyjczyków w 1752 roku. Pod ich okupacją został uwolniony handel cukrem i kawą z innymi krajami świata, a nie tylko z Hiszpanią, jak to było do tej pory. Pomogło to w rozwoju kubańskich plantacji. Po 11 miesiącach Brytyjczycy opuścili Hawanę wymieniając się nią z Hiszpanami na Florydę. W XIX wieku nastąpił okres wielkiego rozkwitu miasta. Po wojnie o niepodległość, w roku 1902 Hawana została stolicą Republiki Kuby. Weszła w strefę amerykańskich wpływów. Stała się centrum rozrywkowym amerykanów. Ściągały tu tłumy inwestorów. Powstawały luksusowe hotele, pałace, hacjendy, kasyna, domy gry, kluby i knajpy. Plany całkowitego przejęcia wyspy przez amerykanów przekreślił Fidel Castro, który wywołał kubańską rewolucję.  8 stycznia 1959 została zajęta przez jego rewolucyjne oddziały . Niestety prowadzona przez Castro polityka gospodarcza doprowadziła do zmierzchu świetności miasta. Wiele najpiękniejszych zabytków architektury kolonialnej popadło w ruinę. W 1982 roku  rozpoczęto renowacje XVII-wiecznej Starówki La Habana Vieja, która została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Unesco i uważana jest za najlepiej zachowane miasto kolonialne w tej części świata.


Kamienna architektura Hawany ma swoje odzwierciedlenie w tym, że sama wyspa jest zbudowana ze skał wapiennych. Jest to główny surowiec budowlany na Kubie. 
Nasz spacer po Hawanie zaczniemy od:

LA HABANA VIEJA

Ta najstarsza część stolicy Kuby jest odzwierciedleniem dawnych przepisów budowy miast hiszpańskich. Składa się z czterech kwartałów (historyczne odpowiedniki dzisiejszych dzielnic miejskich), z których każdy musiał mieć własny plac z kościołem. Przy najsłynniejszym placu Pla­za de la Ca­te­dral stoi katedra San Cristobal poświęcona Krzysztofowi Kolumbowi. Jest to najbardziej ceniona i ciesząca się dużą popularnością turystów wapienna budowla z XVIII wieku.




Katedra San Cristobal. Hawana  fot. ICHOKO


Katedra San Cristobal- wnętrze. Hawana.  fot. ICHOKO

Najstarszy Plac Hawany to Plaza de Armas przepełniony ulicznymi antykwariuszami. W XVI wieku słynął z wielu militarnych ceremonii i wydarzeń. Plac nazwany tak od słynnego schematu budowania miast przez Rzymian, gdzie jeden z placów miał być przeznaczony na wszelkie ceremonie militarne.

Plaza de Armas. Hawana. fot. ICHOKO

Plaza de Armas. Hawana. fot. ICHOKO


Najbardziej znaną ulicą starego miasta jest Calle Obispo. Stoi tu szereg zabytkowych budynków, a wśród nich słynny Hotel Ambos Mundos. Widnieje na nim tabliczka pamiątkowa Krajowej rady Kultury z napisem informującym o tym, że w tym hotelu mieszkał Ernest Hemingway. W wynajmowanym pokoju nr 511 napisał słynną powieść "Komu bije dzwon".

Hotel Ambos Mundos. Hawana. fot. ICHOKO


Tablica upamiętniająca Ernesta Hemingwaya na Hotelu Ambos Mundos. Hawana. fot. ICHOKO

Widok z dachu Hotelu Ambos Mundos. Hawana. fot. ICHOKO


Plaza Vieja to kolejny przepięknie odrestaurowany plac pełen kolorowych kamienic. Było to miejsce straceń, pochodów, corrid i fiest, a ponieważ zamieszkiwali, go najbogatsi mieszkańcy Hawany, dostarczało im to rozrywki, którą mogli obserwować z balkonów. Możemy tu zaobserwować kolonialną architekturę z XVII, XVIII i XIX wieku.

Plaza Vieja. Hawana. fot. ICHOKO

Zespół ulicznych grajków. Plaza Vieja. Hawana. fot. ICHOKO

Dziewczynka na balkonie na Plaza Vieja. Hawana. fot. ICHOKO

Plaza Vieja. Hawana. fot. ICHOKO

Kolejnym wspaniałym placem jest usytuowany w pobliżu zabytkowej stacji kolejowej słynny Plaza de San Francisco ze wspaniałą Basilica Menor de San Francisco de Asis ( Bazyliką św. Franciszka z Asyżu) z końca XVI wieku. Plac jest słynny także z dużej ilości gołębi. Kubańczycy przychodzą je tu dokarmiać- zupełnie jak na placu św. Marka w Wenecji.

Tablica informacyjna. Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO

Widok na zabytkowy terminal. Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO

Widok na zabytkowy terminal. Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO

Bazylika św. Franciszka z Asyżu. Hawana. fot. ICHOKO

Figura Św. Franciszka z Asyżu.  Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO


Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO

Plaza de San Francisco. Hawana. fot. ICHOKO

PHOTO-Archiwum rodzinne ICHOKO :)
Przy opracowaniu korzystałam z wiedzy przekazanej przez prowadzącego wycieczkę:) a także ze źródeł literatury w postaci przewodników po Kubie.

Ten blog ma być między innymi o architekturze i myślę sobie, że będzie to głównie architektura wnętrz. Zacznijmy więc od początku. A na początku wiadomo jest jakiś projekt!

Niektórzy z Was pewnie sobie myślą: "Po co mi projekt?! Przecież wiem, co chce zrobić z moim mieszkaniem! Tu będzie stała kanapa, a tam stół..."
Wszystko pięknie ładnie, ale najłatwiej jest wyłożyć się na detalach.
Pamiętam, jak razem z Kasią remontowałem nasze mieszkanie. Też wiedzieliśmy co chcemy. Mieliśmy zaprzyjaźnioną ekipę remontową i byliśmy pewni ich oraz siebie. Codziennie rano ustalaliśmy co mają robić i beztrosko szliśmy do pracy. "Ja architekt"-myślałem-"opanuję sytuację bez projektu. Przecież robienie dla siebie projektu to strata czasu, bo doskonale wiem, gdzie czyhają wszelkie zagrożenia". W tym czasie lepiej zarobić parę groszy na remont robiąc projekt dla kogoś innego. Jak się później okazało zaniedbałem najważniejszego klienta czyli moją rodzinę.
Któregoś dnia dzwoni do mnie Piotrek, szef ekipy remontującej, mówiąc, że wyrobili się szybciej z zaplanowaną robotą, więc jakbym podjechał, to ustalimy co robimy z oświetleniem. Chcieliśmy w salonie dorobić kilka punktów, więc chłopaki potrzebowali, aby wskazać im, gdzie mają je zrobić. Wiadomo, że na etapie wykonywania elektryki mieszkanie wygląda jak pobojowisko. Wpadłem szybko do mieszkania (trochę mi się spieszyło, bo w biurze robota stygła), złapałem kilka wymiarów. Przyjąłem tylko szacunkowe gabaryty mebli (wspomniany wcześniej stół i kanapa), ponieważ nie były one jeszcze ostatecznie wybrane  to ołówkiem wyznaczyłem na ścianach oraz suficie miejsca pod wyciągnięcie kabli. Pewny siebie nie przejmowałem się zbytnio podjętą naprędce decyzją, sądząc, że doświadczenie mnie nie zawiedzie.
Chłopaki wykonali robotę wg zaleceń. Remont trwał jeszcze chwilę, ale zanim zaczęliśmy wstawiać meble, trochę czasu upłynęło. Dawno już zdążyłem zapomnieć o moich oszacowanych punktach oświetleniowych.
Ale w międzyczasie ogólna koncepcja niestety się trochę zmieniła i po złożeniu wszystkiego okazało się, że kanapa ma inny wymiar niż przyjąłem na początku a Kasia kupiła lampę z bardzo szerokim kloszem. Efekt był taki, że wstając z kanapy uderzaliśmy głową w lampę (a przecież miała wisieć nisko nad ławą). A nieszczęsny stół okazał się większy niż założyłem i lampa zeszła nam z osi. Trzeba było to wszystko poprawić...Pomijając nerwy i stratę czasu oraz ogromny bałagan, skończyło się na dodatkowych kosztach związanych z kuciem bruzd, przesuwaniem kabli, gładziami i malowaniem..
Wnioski z tej opowieści nasuwają się same. Nieważne jaką masz wiedzę i doświadczenie. Remont całego mieszkania, a nawet jego fragmentu,  to złożony proces, który należy zaplanować w najdrobniejszych szczegółach i za wszelką cenę się później tego trzymać. A jeżeli trzeba coś zmienić, to należy mieć świadomość, że każda, nawet błaha zmiana, może wywołać w przyszłości spory problem, jeśli jej dobrze nie przemyślisz.
No cóż. Czasem warto wydać parę groszy na projekt, aby przy jego realizacji nie narazić się na większe koszty w skutek nie do końca przemyślanych koncepcji.
Pozdrawiam
Wojtek
o tę lampę walczyliśmy :)


Lampa - IKEA







niedzielę nasza mała pociecha zdmuchnęła na torcie drugą świeczkę. Ale wiadomo, że przygotowania trwały nie od wczoraj. Wiki tak się cieszyła na ten dzień. W przeddzień ukradkiem podejrzała jak chowamy przed nią prezenty i wszystkie dekoracjeW tym roku mogła w końcu pomagać w pakowaniu mini-prezencików z podziękowaniami dla gości. Tak sobie pomyślałam, że każdemu będzie miło, kiedy dostanie na koniec przyjęcia małą paczuszkę napełnioną po brzegi słodkościami. Oczywiście podczas pakowania nie obyło się bez degustacji. Młoda podkradała raz po raz z każdego pudełka smakołyki i latała dookoła stołu roześmiana. Taka to była z niej pomoc :) 

Motywem przewodnim urodzin stały się kropki. Zainspirowały mnie przepiękne balony, które wyszperałam w internecie. I tak to się zaczęło. Później skompletowałam pudełeczka do mini-prezencików, serwetki, czapeczki itd. 




Ale przecież urodziny to także przekąski dla gości. W zeszłym roku zorganizowaliśmy przyjęcie połączone z obiadem i deserem w postaci tortu. W tym roku chciałam, żeby było inaczej. Postawiłam na różnego rodzaju szaszłyki, koreczki i kanapeczki, które podaliśmy po torcie. Goście byli zachwyceni.


Szaszłyki były owocowe oraz z warzywne z mozzarellą. Wszystkim bardzo smakowały. Kanapeczki, takie małe na jeden kęs, proste w wykonaniu, ale bardzo pracochłonne. Robiliśmy je z Wojtkiem dobre parę godzin :) Parę miesięcy temu wykryto u mnie alergię na gluten, więc wszystkie kanapki zrobione były na własnoręcznie wypieczonym chlebku ryżowym ( przepis podam w osobnym poście ).




Fajnym patentem okazały się wazony z IKEA, do których nalaliśmy soki i stanowiły coś w rodzaju karafek. Wszyscy bardzo chętnie po nie sięgali, wspominając czasy, kiedy mleko było w butelkach ... ( zauważcie, że rzeczywiście mają taki kształt:)





Daniem głównym był TORT. Bardzo polecamy tort królewski z cukierni SOWA. Dla nas został przygotowany z ulubioną bohaterką młodej czyli Świnką Peppą. 




Mam nadzieję, że udało mi się was zainspirować do podobnego przygotowania urodzinowego stołu waszych pociech, kiedy nadejdzie czas ich B-Day.

Jeśli macie jakieś pomysły na potrawy, które mogłyby się znaleźć na urodzinowym stole, piszcie w komentarzach swoje propozycje.


Pozdrawiam
Kasia




Wazoniki-karafki - IKEA

Patera - IKEA

Urodzinowe ozdoby - CONGEE

Tort królewski - CUKIERNIA SOWA